niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 5

            Leżałam w łóżku i myślałam o tym co wydarzyło się dwa dni temu w stajni. Dałam się ponieść emocjom, a to tylko żeby coś udowodnić, nawet nie jestem godna tego by mieć konia. Prędzej moja głupota coś mu zrobi niż razem uda nam się coś osiągnąć.
            Od wypadku w stajni byłam tylko raz, nie było aż tak źle z Joy’em, kuleje, ale nie jest to nic poważnego. Biedak ledwie co chodzi, a ja? Jestem cała i zdrowa, ale to tylko na zewnątrz, w środku jest o wiele gorzej. Wątpię żebym jeszcze kiedyś chciała na nim skoczyć 160. To co się wydarzyło było jedynie znakiem, że on i ja, ale najbardziej ja, nie jesteśmy gotowi na takie wyzwania.
            Zamknęłam oczy gdy naglę usłyszałam dzwonek do drzwi. Super, komuś zachciało się mnie odwiedzić, akurat wtedy gdy wyglądam jak siedem nieszczęść. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi, otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Tom. Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie i najzwyczajniej na świecie mnie przytulił. Niczym koala przyczepiłam się do niego, tego mi brakowało. Ostatnio kiedy, bądźmy szczerzy, miałam problemy ze sobą nikt, dosłownie nikt nie zrobił nic tak prostego jak przytulenie mnie. Taki mały gest, a potrafi poprawić humor.
            - Jak się trzymasz krasnoludku?- wyszeptał w moje włosy cały czas mnie przytulając.
            - A jak mam się czuć?- spytałam sarkastycznie.- Mogłam poważnie uszkodzić, a może nawet zabić mojego ukochanego konia.
            - Nie możesz się o to winić- powiedział spokojnie.
            Te słowa nie wiem dlaczego, ale przełamały barierę, którą zbudowałam przez ostatnie dni. Ona powstrzymywała mnie od wybuchnięcia płaczem i krzyczenie na wszystko co wokół mnie.
            Słone łzy niczym potoki zaczęły spływać po moich policzkach, usta wygięły mi się w spory grymas.
            - Jak to nie mogę się o to winić?!- krzyknęłam oburzona.- Gdyby nie moja głupia decyzja nie byłoby problemu! Mogłam jako ta mądrzejsza odmówić temu plastikowi, ale wiesz co!? Moja jakże wielka duma mi na to nie pozwoliła!- na chwilę zaprzestałam krzyków, cała się trzęsłam ze złości, smutku, poczucia winny, tyle negatywnych emocji w tak drobnej osobie jakiej jestem. To mnie przerastało.- Ja dobrze wiem jak to jest stracić kogoś na kim ci zależy i już nigdy nie chce tego przeżywać, to było najgorsze co mnie mogło w życiu spotkać- wyszeptałam te słowa, a następnie usiadłam na podłodze, podwinęłam nogi do klatki piersiowej i objęłam nogi rękoma.
            Lekko zmieszany chłopak usiadł koło mnie i przytulił do siebie. Niczym małe dziecko wypłakiwałam się w jego koszulę.
            - Kiedy Moon zdechł czułam się jakby codziennie mały kawałek mnie umierał- mówiłam cichym głosikiem, nie wiem czy Tom w ogóle słyszał to.- Nikt z mojego otoczenia, rodzice i przyjaciele, nic nie robili by mi pomóc, może nawet nie wiedzieli, że coś jest nie tak- zaśmiałam się niczym chora psychicznie gdy przypomniałam sobie te ostatnie lata.- Moja własna rodzina miała mnie wręcz w dupie, byłam dla nich kulą u nogi. Taka bezbronna i zagubiona Grace jedynie im przeszkadzała. Może nie mówili mi tego otwarcie, ale nie chcieli żebym cały czas z nimi mieszkała. Więc się wyprowadziłam i teraz jestem sama.
            Niestety, ale taka była prawda. Jedynie mojemu kochanemu ogierkowi zależało na mnie, był moim najlepszym terapeutom.
            - Nie jesteś sama- głos Toma usłyszałam dopiero po kilku minutach.- Masz przecież nas, przyjaciół, a my ci zawsze pomożemy.
            Doszłam do wniosku, że to właśnie przez to moje zamykanie się w sobie straciłam wszystkie mi bliskie osoby. Nie przyjmowałam od nich pomocy, której może i nie było za wiele, ale starali się. Teraz wiem, że gdyby to byli moi prawdziwi przyjaciele to by mnie nie zostawili.
            Tym razem mam Toma, Dotty, Maggie i John’a. No i najważniejszego dla mnie Joy’a. Postaram się zrobić wszystko by odbudować nasze relację, które prawdopodobnie zniszczyłam przez wymuszanie na nim rzeczy ponad jego siły. Jednak przez najbliższe tygodnie jest niedysponowany. Biedne nogi muszą się wykurować.
            - Nie smuć się- powiedział Tom gdy zobaczył, że na mojej twarzy pojawia się grymas niezadowolenia.
            - Ja się nie smucę- wyszeptałam jakbym sama nie wierzyła w te słowa.
            - Mnie nie oszukasz Grace- zdziwiona spojrzałam na niego.- Może inni tego nie widzą, ale jak się uśmiechasz to w twoich oczach i tak widać smutek.
            Nie wiedziałam co powiedzieć, jakby dokładnie ją znał, przez cały ten czas starała się nie pokazywać za bardzo jak mocno boli ją powrót to świata jeździeckiego.
            Można by pomyśleć, że siedzenie z zapłakaną dziewczyną, której każdy włos sterczy w inną stronę i wygląda jak jakaś wiedźma to najnudniejsza rzecz na świecie. Tom jednak nie wydawał się znudzony, cały czas siedział przy mnie i po prostu rozmawiał. Nie pytał się co dwie minuty czy na pewno wszystko jest ze mną OK. Traktował mnie jak każdego innego, a nie jak załamaną dziewczynę i tego właśnie potrzebowałam.
            - Może nie znam się bardzo długo, ale mogę śmiało powiedzieć, że jesteś najlepszym przyjacielem jakiego miałam- mocno przytuliłam się do niego i czułam się, bezpiecznie i dobrze. Od bardzo dawna nie miałam tych odczuć.
            Bennett wyszedł dopiero o 19, czyli siedział ze mną jakieś siedem godzin, był to póki co mój najlepiej spędzony czas w ciągu tych kilku dni. Obiecał mi, że jutro po mnie przyjedzie i razem pojedziemy do stajni.
            Bałam się tam wrócić, w mojej głowie już pojawiały się twarze ludzi kiedy dowiedzą się, że to moja wina iż taki młody koń okulał. Najbardziej jednak nie chciałam żeby zobaczyła mnie Emma, moja duma by ucierpiała gdyby ta blondyna roześmiała mi się prosto w twarz, a to tylko dlatego, że mi się nieudało skoczyć.
            Właśnie, moja głupia duma, która doprowadziła to tego wszystkiego

__________________________________________________________
Długo nie pisałam, ale jakoś nie mogłam dokończyć tego rozdziału. Dzisiaj dopisałam końcówkę, ale naprawdę niewiele i dlatego ten rozdział jest krótki. Mam nadzieje, że się na mnie nie obraziłyście, za tą długo nieobecność.

Ostatnio dość dużo skakałam (przynajmniej jeden plus tej zimy) i oto moje efekty:





i Święty Mikołaj przyniósł nowy kantarek dla osiołka :)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Życzenia świąteczne


Z okazji świąt Bożego Narodzenia moje drogie koniareczki życzę wam dużo szczęścia, fajnych prezentów (może jakiś dla koni), wielu sukcesów w szkole jak i w doskonaleniu swojej techniki jeździeckiej. Żeby wasze marzenia się spełniły.
Szczęśliwego nowego roku, aby sylwester się udał jak najlepiej (bez wielkich szaleństw i pamiętajcie by iść spać po dobranocce).
Czyli ogółem WESOŁYCH ŚWIĄT i SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU życzy wam
Spirit :* :*




Może nie widać nowego rozdziału, ale przyrzekam że pojawi się niedługo. Mam już ¾, mogę wstawić niedokończony, ale to by było nieprofesjonalne :P